
Berlin – marzenie wielu, ale niewielu dostaje tę szansę. Ale jak już dostaniesz szansę aby pobiec, to jarasz się jak dziecko. Tak było ze mną! Gdy dowiedziałam się, że mogę pobiec w jednym z najsłynniejszych maratonów świata, nie mogłam uwierzyć. Z początku przygotowywałam się do Maratonu Warszawskiego, ale gładko przeszłam na myśl o Berlinie. Zwłaszcza, że termin był ten sam.
Przygotowania były bardzo intensywne. Trenowałam bardzo ciężko. Zazwyczaj biegam po 200-220 kilometrów miesięcznie, w sierpniu wyszło tego niemal 290. Na początku września powoli zaczynałam czuć duże zmęczenie. Bałam się, czy nie są to oznaki przetrenowania, o którym tak dużo się mówi. Mimo wybieganych kilometrów i względnie zdrowej diety (tak wiem… grzeszki czekoladowe!) moja waga zamiast maleć, była daleka od startowej. Zamiast zrzucić 2 kilogramy, to przybrałam dwa. I tak to się ciągnęło. Bardzo dużo projektów w pracy, treningi, mało snu i mało czasu na regenerację. Wszystko to powodowało coraz większe zmęczenie, ale myśl o maratonie dodawała skrzydeł i nadal znajdowałam dodatkowe siły, aby wstawać o 5 rano by iść na kolejny trening biegowy czy pływacki. Dodatkowo zaprzyjaźniłam się z ekipą High Level Center, z którą zaczęłam trenować indywidualnie i pracowałam nad dodatkowym wzmocnieniem mięśni i wydolności.
A dni do maratonu biegły bardzo szybko
Z przyczyn niezależnych nie mogłam sprawdzić się w półmaratonie, co zawsze jest świetnym testem przygotowującym do biegu maratońskiego. Tydzień przed Berlinem udało mi się natomiast zrobić bardzo dobry wynik na 5 kilometrów. Moim celem było złamanie 22 minut, w ostateczności udało mi się zrobić 21:30 co dało mi 6 lokatę w Bemowskim Biegu Zdrowia 🙂
Mówi się, że przed maratonem trzeba wypocząć, dla mnie nadchodziły dni po brzegi wypełnione pracą. Wyjeżdżaliśmy w piątek pociągiem z dworca centralnego o godzinie 5:55, co oznaczało, że już od 4 rano byłam na nogach. Następnie kilka godzin jazdy. W Berlinie mżyło, lecz mimo to ruszyliśmy do hotelu na piechotę. Chcieliśmy pędem wszystko zrobić. Szybkie ogarniecie w hotelu aby ekspresowo odebrać akredytacje i udać się na Expo. A takiego Expo to my się nie spodziewaliśmy. Szacowano, że będzie około 90 tysięcy osób odwiedzających, ile ostatecznie było jeszcze nie wiadomo.
Ale targi te były mega. Wielkie stoiska Adidasa – partnera sprzętowego maratonu. I wielu, wielu innych, zupełnie nieznanych marek na rynku polskim. Na Expo spędziliśmy kilka godzin, chodząc, oglądając, robiąc zdjęcia. Byłam pod wielkim wrażeniem rozmachu imprezy. Ostatecznie dzień skończył się dla mnie dobrze po północy, aby kolejnego dnia wstać skoro świt i znowu ruszyć do pracy.